sobota, 11 października 2014

Rozdział VIII

     Moją głowę przepełniały pesymistyczne myśli od kilku tygodni. Na pewno nie uda mi się zaliczyć owutemów, które z roku na rok były coraz trudniejsze. Od kiedy pamiętam miałam problem z wiarą w siebie. Ludzie naokoło mówili, że jestem zdolna, wielka kariera przede mną, pójdę w ślady ojca... Broniłam się przed tym jak tylko mogłam najlepiej. Po szóstym roku nauki w Beaubaxton wszystko się zmieniło, za sprawą mojej matki. Czasami zapominałam, że ona w ogóle istnieje, że mieszka gdzieś w Paryżu i wciąż jest moją matką.
     Oprócz tych rozmyślań zastanawiała mnie wciąż nierozwiązana sprawa Harry'ego i turnieju. Ostatnie zadanie zbliżało się wielkimi krokami, a ja nie potrafiłam znaleźć rozwiązania tej łamigłówki. Moja intuicja, a podobno kobieca intuicja rzadko się myli, podpowiadała mi, że trzecie zadanie przyniesie coś naprawdę niedobrego.

    Egzaminy rozpoczęły się na tydzień przed ostatnim zadaniem. Na pierwszy ogień poszła transmutacja, po wyjściu z Wielkiej Sali poczułam niesamowitą ulgę. Jeden z pięciu egzaminów był już za mną, to tak jakbym zrzuciła z siebie jeden z pięciu obciążających mnie kamieni. Jeszcze tylko cztery. Wtorek przyniósł egzamin z zielarstwa. Nigdy nie byłam pewna moich umiejętności z tego przedmiotu, gdyż zainteresowanie właściwościami leczniczymi roślin ograniczałam do koniecznego minimum. Najbardziej zależało mi na zaliczeniu jak najlepiej obrony przed czarną magią. Nawet jeśli nie zostanę aurorem, to po uzyskaniu dobrego stopnia z obrony zawsze mogę pracować jako strażnik w Banku Gringotta. Dzięki pomocy Ophelii, eliksiry wypadły w moim wykonaniu niespodziewanie dobrze, podobnie jak zaklęcia w ostatni dzień.
     Już tylko weekend dzielił nas od finału turnieju, a tydzień od upragnionych wakacji. Czerwcowe powietrze było rześkie i miło było móc wdychać je, mając najtrudniejsze momenty już za sobą.

     Mecz quidditcha od którego zależały losy drużyny Gryfonów miał mieć miejsce w sobotę. Przez cały ten tydzień praktycznie nie rozmawiałam z Woodem. Najpierw on nie chciał mnie dekoncentrować podczas owutemów, a później ja nie chciałam zawracać mu głowy przed meczem, który był dla niego bardzo ważny. Drużyna Krukonów walczyła o puchar.
     Zajęłam już miejsce na trybunie, obok mnie siedziały Siobhan i Ophelia. Jednak kiedy pani Hooch rozpoczęła spotkanie, korzystając z tego, że wszyscy skupieni byli na oglądaniu latających zawodników, wymknęłam się i udałam do zamku, mając nadzieję, że nikt tego nie zauważy. Szczególnie, że nie zauważy tego mój ojciec.
     Zamek był całkiem pusty, znalazłam się więc szybko w sali obrony przed czarną magią. Przemknęłam szybko przed rzędy stolików i stanęłam przed drzwiami do pokoju mojego ojca. Rzuciłam zaklęcie, które otworzyło drzwi bez żadnego hałasu.
     Znalazłam się w przerażająco ciemnym pokoju, cisza która tutaj panowała przerażała mnie, jednak wiedziałam, że jeśli już posunęłam się tak daleko, to muszę doprowadzić tą sprawę do końca. Rozejrzałam się wokół. Książki, kufry, walizki, pergamin... na niewielkim stoliku zauważyłam piersiówkę. Bez wahania po nią sięgnęłam, odkręciłam i powąchałam. Ten zapach był mi kompletnie nieznany, na pewno nie był to sok dyniowy, ani piwo kremowe. Schowałam ją do kieszeni, mając nadzieję, że ojciec nie zauważy jej zniknięcia. Nagle usłyszałam dziwne odgłosy, dochodziły praktycznie z każdej możliwej strony, szybko wyszłam z pokoju i dzierżąc eliksir w spoconej z nerwów dłoni, udałam się do pokoju wspólnego Gryfonów.
     Odetchnęłam z ulgą dopiero, kiedy usiadłam na łóżku i schowałam butelkę do szuflady. Godzinę później, w sypialni pojawiły się dziewczyny oznajmiając, że Gryfoni wygrali i wieczorem odbędzie się impreza. Postanowiłam, że odszukam Wooda i pogratuluję mu, a dziwną substancją, zajmę się później.
     Godzina mijała za godziną, a ja wciąż nie odważyłam się zerknąć do szuflady, by dokładniej zbadać ukradziony przedmiot. Nie miałam nawet odwagi otworzyć szuflady, by sprawdzić czy wciąż tam się znajduje. Może jakimś magicznym sposobem, eliksir zniknął, a tym samym zniknął mój dylemat.

    -Ophelio! - zawołałam, a dziewczyna odwróciła się szybko.
-Ty wciąż tutaj? - zdziwienie malowało się na jej twarzy. -  Przecież zostało pół godziny do rozpoczęcia ostatniego zadania.
-Chodź szybko - nie czekając na jej reakcję, pociągnęłam ją za rękę do dormitorium.
-Oliver? - wybałuszyła oczy na widok Wooda, siedzącego jak gdyby nigdy nic na jednym z łóżek.
-Potrzebuję twojej pomocy - oznajmiłam, po czym po raz kolejny wytłumaczyłam moje podejrzenia i teorie, po czym opowiedziałam historię zdobycia eliksiru.
-Sądzę, że to eliksir wielosokowy - mówiłam. - Wszystko się zgadza. Pamiętasz jak Snape mówił o znikających składnikach? - skinęła głową. - Zauważyłaś, że na lekcjach obrony mój rzekomy ojciec ciągle coś pije?
-To ma sens... - przyznała. - Co robimy?
-Musisz sprowadzić do lochów Snape'a - oznajmiłam.

     Piętnaście minut później wraz z Oliverem, czekaliśmy pod klasą eliksirów na Ophelię i profesora Snape'a. Nigdy nie byłam optymistką, jednak miałam nadzieję, że jedna z ulubionych uczennic, przekona zatwardziałego belfra jakąś ciekawą bajeczką.
-Co masz zamiar mu powiedzieć? - zapytał Oliver.
-Muszę go przekonać, że mam rację. Użycie odpowiednich argumentów będzie tutaj najlepszym rozwiązaniem - sama nie wierzyłam w powodzenie tego przedsięwzięcia. Nagle usłyszeliśmy kroki, ktoś schodził po krętych schodach. Nie potrafiłam ocenić czy to jedna, czy dwie osoby. Jednak kiedy chwilę później zobaczyłam wściekłą twarz Snape'a, który już otwierał usta, żeby zacząć nas ganić, zaczęłam mówić.
-Profesorze, wiem kto kradł pańskie zapasy - podniosłam dłoń, w której dzierżyłam piersiówkę. - Wiem też, że nie jako nauczyciel, nie może pochwalać pan takiego zachowania, ale ukradłam to z gabinetu mojego ojca. Według mnie to eliksir wielosokowy.
-Za mną - jego czarna peleryna zatrzepotała w powietrzu i weszliśmy do klasy. Odebrał ode mnie eliksir, po czym powąchał jego zawartość. - Pij - podał buteleczkę Ophelii. Przerażona dziewczyna wzięła głęboki wdech i upiła łyk. Napięcie, które powstało w pomieszczeniu, w chwili kiedy oczekiwaliśmy efektu działania tego eliksiru, zdawało się rozsadzać nam głowy. Zazwyczaj takie momenty wydają się trwać wieczność, tak naprawdę minutę później postać pięknej Ophelii, zamieniła się w oblicze mojego szkaradnego ojca. Poczułam dumę, moja teoria okazała się być prawdziwa.
-Za mną - syknął Snape.

     Zdziwienie na twarzy Dumbledore'a miało się nijak w porównaniu do zdziwienia, jakie pojawiło się na twarzy człowieka, który siedział sobie spokojnie, udając że jest Szalonookim, zobaczywszy jak kolejny Moody wchodzi na trybunę dla nauczycieli, a my razem z nim. Tajemnicza osoba, spróbowała wyciągnąć różdżkę, jednak profesor Snape rozbroił go, używając zaklęcia expelliarmus.
-To nie jest Alastor, ten człowiek przez ostatnie kilka miesięcy pił eliksir wielosokowy - oznajmił nauczyciel eliksirów.
-Dumbledore położył jedną dłoń na ramieniu Snape'a, drugą na ramieniu podejrzanego i zniknął.
-Kto to jest? - zapytała nas profesor McGonagall, która zaniepokojona całą sytuacją próbowała odzyskać upragnioną kontrolę nad tą sprawą.
-Ophelia - oznajmiłam.
-Siadaj, dziecko - zwróciła się do postaci Moody'ego, w której ukryta była drobna dziewczyna. - Jeszcze chwila i odzyskasz swoją skórę.

     Wraz z Oliverem, zeszłam z trybuny.
 -Miałaś racę.
-Tak, ale czuję, że to jeszcze nie jest koniec. Wiesz, że do przygotowania eliksiru wielosokowego potrzebne są włosy osoby, w którą chcesz się zamienić? - Wood założył ręce na piesi.
-To znaczy, że musi mieć styczność z twoim ojcem.
-Nigdy nie miałam z nim dobrych relacji, ale to jednak mój ojciec, sam rozumiesz. Styczność? On musi go gdzieś przetrzymywać. Przecież mój staruszek w życiu nie pozwoliłby na taką akcję. Owszem, jest Szalonooki, ale na pewno nie głupi.
-Wszystko będzie dobrze... - chciał mówić dalej, jednak ugryzł się w język, kiedy zrozumiał, że takie pocieszanie nie ma większego sensu.

      Następnie wszystko potoczyło się tak szybko, że z trudnością łapałam oddech. Snape wrócił i powiedział, że znaleźli mojego prawdziwego ojca, który cały czas był uwięziony w skrzyni. Nie chciałam sobie nawet tego wyobrażać, będąc uczepiona Olivera i szybując w powietrzu nad labiryntem. Mogłoby się to skończyć fatalnie, biorąc pod uwagę moją nieumiejętność latania i utrzymania równowagi. Wypatrywaliśmy pucharu, który czekał na zawodników, ukryty gdzieś w ślepym zaułku. Snape nie chciał nam powiedzieć, kim była osoba podająca się za Alastora. Powiedział tylko o tym, że puchar to świstoklik, przenoszący zawodnika w miejsce, gdzie czeka już na niego Voldemort. Moim zadaniem było odnaleźć ten świstoklik, zanim zrobią to zawodnicy. Feur się poddała, to nas pocieszało. Ale gdzieś w labiryncie pozostała trójka zawodników.
-Oliver, zejdź niżej - powiedziałam mu do ucha, dzierżąc wciąż w dłoni moją różdżkę, tak na wszelki wypadek.
-Rose, nie wiem czy to jest dobry pomysł - skomentował, jednak ja nic nie odpowiedziałam, ponieważ po lewej stronie zauważyłam coś, co iluminowało błękitnym światłem. 
-Skręć tam - wskazałam końcem różdżki kierunek. - To tutaj - oznajmiłam, kiedy znaleźliśmy się nad pucharem.
-Co robisz? - zapytał Wood, kiedy zaczęłam wiercić się na miotle.
-Schodzę na dół -  odparłam, a kiedy zauważyłam że patrzy na mnie niepewnie, pocałowałam go delikatnie. - Wszystko będzie dobrze... o cholera! - na dole coś się poruszyło. Dwie postacie biegły równocześnie w kierunku pucharu. Nie mogłam zrobić nic innego, było na to już za późno. Skoczyłam prosto na puchar, w odpowiednim momencie. Chwilę później wirowałam w powietrzu, razem z Diggorym i Potterem.

     Znalazłam się na bagnistym terenie, otaczała mnie mgła i szare, kamienne nagrobki. Nie byłam w stanie dostrzec ani Harry'ego, ani Cedrika. Usłyszałam jednak krzyk Pottera, zaczęłam przedzierać się w kierunku, usłyszanego dźwięku. Zarys trzech sylwetek majaczył, zdawało się, że gdzieś w oddali. Jedna z nich - gruba i niska, nie należała na pewno do znanych mi ludzi. Kilka kolejnych kroków upewniło mnie o słuszności moich przekonań. Nieznajomy wyciągnął już różdżkę w kierunku Cedrika.
-Expelliarmus! - krzyknęłam, a kawałek drewna przyfrunął do mnie z ciemności. - Drętwota! - czerwony promień światła wystrzelił z mojej różdżki i ugodził mężczyznę w pierś. Podbiegłam do Cedrika. - Harry! Musimy się stąd wynosić! - wrzasnęłam, jednak wokół Pottera zgromadziło się już mnóstwo osób w czarnych kapturach.
-Uciekajcie! - usłyszałam tylko jego krzyk, a może to była tylko moja podświadomość. Chwyciłam Diggory'ego za rekę i teleportowałam nas do Hogsmeade. Upadliśmy na kamienny bruk z ogromnym impetem. Moją prawą rękę przeszył ogromny ból. Podniosłam się jednak na równe nogi i podeszłam do Puchona.
-Cedrik, wszystko gra? - zapytałam, a on przytaknął tylko ruchem głowy. Chyba był w szoku. - Chodź, musimy wrócić do Hogwartu.

     Droga zajęła nam dwa razy więcej czasu niż zwykle. Brak mojego skupienia spowodował, że proces teleportacji był bardzo gwałtowny. Cedrik utykał na jedną nogę z powodu zadania w labiryncie, a na drugą, z powodu upadku, który nastąpił w Hogsmead.
-Jeszcze tylko kawałek - mówiłam, kiedy przystawał, by odpocząć. Chłopak nie mówił jednak nic. Dlatego ja też, przestałam go dopingować. Mój umysł zajęły myśli o Harrym. Nie miałam pojęcia co się z nim teraz dzieje, nie powinnam go była tam zostawiać samego. Jeśli on umrze, nie wybaczę sobie tego nigdy w życiu. Dlaczego tam nie zostałam, tylko uciekłam, jak zwykły tchórz? Nie potrafiłam sobie odpowiedzieć na to pytanie, które wracało do mnie jak bumerang.
     Wchodząc na teren zamku, poczułam się bezpiecznie. Ogarnęło mnie dziwne uczucie, które pozwalało mi myśleć, że nic złego nie jest w stanie się już przytrafić. Weszliśmy na arenę. Kibice opuścili już trybuny. Zapewne z powodu takiego zarządzenia dyrektora. Jednak kilka osób wciąż było tam obecnych. Zauważyłam Siobhan, Ophelię i Olivera. Ten ostatni podbiegł do mnie, a ja rzuciłam mu się w objęcia, po czym zaczęłam płakać w jego koszulkę.
-Szz... - uciszał mnie. - Wszystko już jest dobrze.
-Co z Potterem? - pisnęłam.
-Jest w skrzydle szpitalnym. Wrócił parę minut temu, nie wiedział co dzieje się z wami. Powiedział, że Voldemort wrócił. - Oznajmił Wood, a ja przytuliłam go jeszcze mocniej.

Wybaczcie mi proszę, moją nieobecność. Jednak sprawdzian za sprawdzianem ciągną się jak dzień za dniem. Mogłam rozbić ten rozdział na dwa krótsze, jednak mam już pomysł na dalszą część opowiadania, dlatego mknę szybko przez akcję.
Ostatnio zarejestrowałam się na stronie Pottermore. Ku mojemu zaskoczeniu, po rzetelnym wypełnieniu testu, nieomylna Tiara Przydziału przydzieliła mnie do Slytherinu ;(  Przemówił przeze mnie wewnętrzny Ślizgon :O
Mam wielką nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybciej, ale niczego nie obiecuję.
Pozdrawiam wszystkich, którzy jeszcze o mnie nie zapomnieli i wciąż tutaj są <3

8 komentarzy:

  1. O matko! Jest super! Nie wiem jak mogłaś tak długo nas nie odwiedzać, ale błagam teraz nie przestawaj! Wszystko dzieje się tak szybko, ale twoje opisy są niczym opisy J.K. Rowling naprawdę mistrzostwo świata! Sama nie wiem jak mogłam tyle wytrzymać bez rozdziału, ale jedno jest pewne- nie każ mi czekać tyle drugi raz! Cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło, że Cerdik żyje, a może pojawi się w dalszej części opowiadania? No co by tu więcej powiedzieć? Genialnie i wspaniale! Trzymaj poziom, a dużo się od Ciebie mogę nauczyć!
    Czekam z niecierpliwością i życzę weny,
    Vanillia :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział.
    Uwielbiam Rose!
    Super, że wszyscy przeżyli

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem co powiedzieć, jakbym czytała Rowling. Pięknie, bardzo fajnie porównałaś egzaminy do kamieni, takie prawdziwe :D
    Niestety nie mam pojęcia co mogłabym Ci więcej powiedzieć, podoba mi się, jest rewelacyjnie napisane, no nie mam słow :)
    Niestety jestem na telefonie, ale jak dobiorę się do lapka, to od razu zaobserwuję.
    death-frisbee.blogspot.com
    monomentume.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Codziennie wyczekiwałam nowego rozdziału! I jest świetny ;)
    Masz ogromny talent. Czekam oczywiście na kolejne :)

    Pozdrawiam
    Mój Blog - klik!

    OdpowiedzUsuń
  5. Naprawdę stęskniłam się też i za twoim pisniem ostantnio wiele osób robi sobie przerwy.Duża ilość nauki też i mnie dotknęła niestety ale nie można się poddawać i pisać dalej :) Ty na pewno nie możesz bo świetnie piszesz.Życze weny i trzymam kciuki :)

    Jak będziesz miała może chwilkę wpadnij na nowy rozdział Pozdrawiam :)

    http://opowiadanie-1przekleta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Długo już nie czytałam Twojego bloga, ale doskonale Cię rozumiem. Sama mam sprawdzian za sprawdzianem, ale mniejsza o to ;) Cały rozdział jak zwykle świetny i zaskakujący. Jejku ciągle coś się działo, super! Wciągający na maxa!
    Pozdrawiam i życze weny :)
    /zapraszam również do siebie
    http://drive-my-heart.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham wszystko z Harrym Potterem związane <3 Śłiczny blog. Kocham takie klimaty.
    this-is-paranormal.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie piszesz :D Wow jestem pod wrażeniem
    Proponuję ci udział w konkursie, w którym jest kategoria literacka :)
    Są atrakcyjne nagrody :)
    https://www.facebook.com/pages/Nimbus-miotła-czary-Draco-Malfoy-jest-wspaniały-ϟ/224498164371054?ref=bookmarks ( post przypięty )

    OdpowiedzUsuń