czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział III

Czara Ognia ustawiona w Wielkiej Sali od kilku tygodni była głównym tematem rozmów. Wielu uczniów przychodziło tam po lekcjach, by obserwować kto wrzuca swoje nazwisko do czary. Po moim popisie na lekcji obrony przed czarną magią, dziewczyny zadawały mi pytanie dlaczego nie wystartuję. Uparłam się jednak, że Turniej Trójmagiczny nie jest dla mnie odpowiedni. Po co miałabym pakować się w kłopoty na własne życzenie? Nie potrzebuję wiecznej sławy, właściwie to przeniosłam się do Hogwartu z nadzieją, że wtopię się w tłum. Oczywiście, mój plan upadł przez ojca.
Kiedy nadeszła Noc Duchów i Czara Ognia miała wyłonić troje reprezentantów, wszyscy obowiązkowo mieli zgromadzić się w Wielkiej Sali. Jednak ja, jak zwykle byłam spóźniona. Jako ostatnia weszłam do Sali i skierowałam się w stronę stołu Gryfonów. Znalazłam wolne miejsce, więc nie chcąc dłużej przykuwać spojrzeń innych, usiadłam.
-Znowu spóźniona? - usłyszałam Olivera Wood'a.
-Najwidoczniej taka już moja przypadłość - odpowiedziałam, oblewając się rumieńcem. - Zgłosiłeś się?
-Nie mam na to czasu, musimy ostro trenować. Całej drużynie też zabroniłem się w to angażować, dla dobra Domu, oczywiście. Tylko w ten sposób zdołamy sięgnąć po puchar. - odpowiedział.
Czułam, że mógłby mówić na ten temat dłużej, jednak zjawili się nauczyciele, minister magii i Bartemiusz Crouch, dlatego nie mógł kontynuować swojego wywodu o quidditchu. Rozpoczęły się przemowy, których chyba nikomu nie chciało się słuchać. Obserwowałam kątem oka mojego ojca, ciągle sięgał po niewielkich rozmiarów piersiówkę, ukrytą w wewnętrznej kieszeni płaszcza, którego nie zmienił od początku roku. Nigdy wcześniej nie pił z piersiówek. To jednak dowód na to, że ludzie się zmieniają, wszyscy, bez wyjątku.
Czara wytypowała już trzech uczestników i wszyscy mieli nadzieję, że rozpocznie się uczta, jednak stało się coś bardzo dziwnego. Po minie Dumbledore'a stwierdziłam, że nawet on był owym faktem zaskoczony. Z czary, wyfrunął czwarty kawałek pergaminu, a chwilę później dyrektor zagrzmiał:
-Harry Potter!
Zauważyłam kątem oka, że Wood się wścieka. Przypomniałam sobie, że sławny Potter jest szukającym w naszej drużynie. Złość Olivera była wyjaśniona. Stoły zostały nakryte i wszyscy zajęli się jedzeniem, tylko kapitan drużyny wgapiał się w drugi koniec sali, analizując to co się przed chwilą stało i obmyślając zapewne nowe taktyki dla drużyny. Nalałam mu kremowego piwa i wcisnęłam kielich do jego ręki.
-Napij się, to pomaga - powiedziałam, a on popatrzył na mnie swoimi błękitnymi oczami i uniósł, prawie niezauważalnie, jeden kącik ust ku górze.
-Dzięki - odparł i upił łyk z kielicha, kiedy ja zajadałam się pyszną dyniową babeczką. - Grasz w quidditcha? - prawie się zakrztusiłam.
-Nie, ja i miotła to nie jest dobre połączenie - zaśmiałam się. - Potrafię latać, ale moje umiejętności oceniam nędznie.
-Muszę znaleźć nowego szukającego, a gramy za kilka dni.
-Być może Harry zdoła zagrać - odparłam, chociaż sama w to wątpiłam.

Nastał oczekiwany przez wszystkich dzień pojedynku drużyn Gryffindoru i Ravenclavu. Uczniowie zdawali się być niesamowicie podekscytowani. Ta niecodzienna atmosfera udzielała się również zagranicznym gościom. Legendarny szukający Wiktor Krum zasiadł na trybunach i oczekiwał rozpoczęcia meczu. Drużyny wyszły na środek boiska i mecz się rozpoczął. Reprezentanci Gryffindoru stawili się w komplecie, również Harry zasiadł na swojej miotle, odepchnął się mocno od ziemi i poszybował w poszukiwaniu Złotego Znicza. W ciągu ostatnich dni praktycznie wszyscy uczniowie spiskowali przeciw Harremu. Uważali, że jest oszustem, ponieważ nie skończył wymaganych siedemnastu lat i czara wybrała go jako drugiego reprezentanta Hogwartu. To dawało większe szanse na zwycięstwo Hogwartowi, oczywiście nie podobało się to uczniom i opiekunom Durmstrangu oraz Beauxbatons.
Ja starałam się nie oceniać tego co się stało pochopnie. Jednak nie wierzyłam w przypadek. Dlaczego akurat Harry Potter został wybrany tym drugim? Czy to kaprys Czary Ognia, która wybierała od wieków tylko jednego reprezentanta każdej szkoły? Tej sprawie towarzyszyło za dużo zbiegów okoliczności.
Oliver zwinnie poruszał się pomiędzy trzema pętlami, nie pozwalając by kafel przedostał się przez którąś z nich. Ścigający Ravenclavu nie mieli praktycznie żadnych szans by zdobyć punkty. Nasza drużyna radziła sobie zdecydowanie lepiej. Czterdzieści minut później Harry Potter złapał znicz, mecz się zakończył.

Nie wiedziałam, że w Hogwarcie praktykuje się świętowanie po zwycięskim meczu. Dlatego zdziwiłam się, kiedy usłyszałam muzykę dobiegającą z pokoju wspólnego. Zebrali się w nim wszyscy Gryfoni, lało się piwo kremowe, a na stołach leżały imbirowe i cynamonowe babeczki
-Oto prawdziwe oblicze naszej szkoły - zażartowała Siobhan.
-No właśnie widzę, muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona - nalałam sobie piwa kremowego, Siobhan zrobiła to samo, po czym usiadłyśmy na schodach.
Rudzi bliźniacy - pałkarze, tańczyli na środku pokoju w rytm muzyki, razem z Katie Bell i Angeliną Johnson, kilka chwil później dołączyli do nich inni.
-Panie kapitanie! - zawołała Siobhan do Wood'a, który akurat przechodził obok nas. - Gratulujemy zwycięstwa!
-Nie dziękuję, czekają nas dużo cięższe pojedynki - spojrzał na tańczących bliźniaków. - Ale przyda im się trochę rozrywki, zasłużyli sobie.
Oliver usiadł na niższym stopniu, Siobhan posłała mi spojrzenie, za które miałam ochotę rzucić na nią zaklęcie, dlatego odwróciłam wzrok.
-Przynieść wam jeszcze piwa kremowego? - zapytał, kiedy zauważył, że opróżniłyśmy nasze kufle.
-Jeśli byłbyś tak miły - odparła moja koleżanka.
-Co ty wyprawiasz? - szepnęłam z nutą pretensji w głosie, kiedy Wood zniknął w tłumie.
-Z całym szacunkiem Rose, ale ty naprawdę jesteś taka ślepa? Od początku roku Oliver nie może oderwać od ciebie wzroku, a teraz chodził tak tam i z powrotem, bo chciał nogi rozprostować? No zastanów się. Znam go od pierwszej klasy, przez tyle lat liczył się dla niego tylko quidditch, nowe taktyki, wyniki spotkań i nagle jego uwagę przykuło coś innego. Poza tym to naprawdę fajny chłopak. - Siobhan dała mi kuksańca w bok, chcąc rozluźnić sytuację. Byłam w szoku. Piwo kremowe rozwiązało jej język, Wood wrócił z kuflami pełnymi trunku, a ja nie wiedziałam co mam zrobić.
-Chyba pójdę się już położyć, to był męczący dzień - wstałam i zaczęłam wchodzić po schodach.
-Hej, Rosemary! - Oliver dogonił mnie, gdy byłam już przy drzwiach prowadzących do naszej sypialni. - Może wybrałabyś się ze mną w sobotę do Hogsmeade? - uderzyła mnie fala gorąca, nie wiem czy to przez jego propozycję, czy był to efekt wypicia zbyt dużej ilości piwa. - Zrozumiem jeśli nie będziesz chciała...
-Jasne, pójdę z tobą - odpowiedziałam szybko, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.


W końcu pojawia się trzeci rozdział, kolejny zostanie dodany w przyszłym tygodniu. W sobotę będę miała osiemnaste urodziny ;o Zobaczymy czy jako dorosła nie stracę weny i chęci do pisania ;] 


wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział II

Po godzinie transmutacji przyszła pora na lekcję, której obawiałam się od początku. W sali obrony przed czarną magią usiadłam w ostatniej ławce, razem z Ophelią, która nie czuła się tutaj jak ryba w wodzie. Blondynka tuż po wejściu do tej sali, straciła pewność siebie, którą zyskała na eliksirach. Trzecie miejsce przy naszym stoliku zajął Jeremy - dość niski, czarnoskóry chłopak, który gdy tylko usiadł, poinformował nas, że oko Moody'ego jest w stanie zawładnąć umysłem. Najwyraźniej bał się mojego ojca, co było całkiem zrozumiałe. Jest przecież bardzo specyficznym czarodziejem.
Wybiła godzina zero, wszyscy usłyszeliśmy kroki, po czym naszym oczom ukazał się legendarny Alastor Moody.
-Wyciągajcie pióra - zagrzmiał i machnął różdżką, a kawałki pergaminu zaczęły unosić się nad każdym z nas. - Na wypełnienie testu macie całą godzinę - znowu machnął różdżką, kartki opadły na stoliki z impetem. 
Zabrałam się do pracy. Test składał się z pięćdziesięciu prostych pytań. Na początku myślałam, że poziom trudności z pytania na pytanie będzie coraz to cięższy, jednak myliłam się. Pomimo tego, że starałam skupić się na teście, czułam na sobie wzrok ojca. Chciałam na niego spojrzeć, wstać i zapytać dlaczego wciąż się tak na mnie gapi, jakby nie widział mnie od co najmniej sześciu lat? Mogłabym do mojego monologu dorzucić pytanie czy Szalonooki oszalał do reszty, układając tak banalny test w siódmej klasie. Oczywiście nic takiego nie powiedziałam. Pragnęłam tylko wtopić się w tłum, albo jak kameleon przybrać dębowy kolor ławek. 
Pół godziny później pergamin z testem leżał przede mną, a ja dla zabicia czasu bawiłam się piórem wiecznym. Dopiero teraz zauważyłam, że przede mną siedzi chłopak, z którym dzisiaj rano biegałam po zamku. Wciąż był zajęty swoją pracą. Właśnie podrapał się po głowie. Ludzie sądzą chyba, że drapanie się w głowę pomaga w myśleniu. Sama wielokrotnie się przyłapałam na drapaniu w czerep. Być może to w jakiś niezrozumiały sposób pobudza komórki nerwowe, przez co mózg zaczyna pracować ciężej. "Brednie" - skwitowałam własną teorię w myślach, filozofowanie nigdy nie było moją mocną stroną, dlatego nie uczęszczałam na wróżbiarstwo. 
Każda kolejna minuta zdawała się być dłuższa od poprzedniej. Dlatego, kiedy w końcu Moody oznajmił, że lekcja dobiegła końca, byłam na krawędzi snu. Obiecałam sobie, że dzisiaj pójdę spać znacznie wcześniej. 

Niebo w Wielkiej Sali było bezchmurne, ale z każdą chwilą stawało się ciemniejsze.
-Co to jest? - dotknęłam widelcem pewnej potrawy, której składników nie potrafiłam zidentyfikować.
-Tego nie jedz, dobrze radzę - odpowiedziała mi Siobhan, zajadająca się pasztecikami dyniowymi. Posłuchałam jej rady, w końcu wciąż jestem tutaj "nowa".
-Nie ma o czym mówić! - usłyszałyśmy podniesiony głos po naszej prawej stronie, dlatego mimowolnie odwróciłyśmy głowy. - To już ustalone, treningi cztery razy w tygodniu przed zajęciami.
-Wood, nie sądzisz, że trzy treningi...
-Decyzja już zapadła. Albo trenujemy ciężko i zdobywamy puchar domów, albo nie trenujemy wcale - jeszcze chwilę utrzymywał kontakt wzrokowy z resztą drużyny, po czym usiadł i zabrał się za jedzenie.
-Rose - zaczęła mówić Monica - czy w Beauxbatons jadłaś żabie udka i ślimaki?
-Zdarzało się - odparłam - jednak zdecydowanie bardziej wolę brytyjskie jedzenie.
Przegryzłam ostatni kęs zapiekanki bakłażanowej i razem z Siobhan wstałam od stołu.
-Rosemarie! - usłyszałam, odwróciłam się i zobaczyłam Andreę, moją francuską znajomą. Andrea była chyba jedną znajomą, która przybyła do Hogwartu z Francji.
-Witaj Andreo - uściskała mnie serdecznie.
-Co ty tutaj robisz? - zapytała w języku francuskim, spoglądając na moją szatę.
-Przeniosłam się do Hogwartu - odparłam również w jej języku narodowym. Kątem oka zauważyłam, że wszyscy z mojej klasy spoglądają na nas z ciekawością, na całe szczęście nie byli w stanie nic zrozumieć.
-Ale dlaczego? - Andrea nadal zadawała pytania, na które nie chciałam udzielać odpowiedzi.
-Zgłosiłaś się do Turnieju Trójmagicznego? - zapytałam, a moja rozmówczyni uniosła jedną brew do góry. Chyba zauważyła, że nie chcę odpowiedzieć.
-Jeszcze nie, ale mam zamiar. Wrzucę nazwisko jeszcze w tym tygodniu.
-Wiesz, że to niebezpieczne, prawda? - spojrzałam na Andreę. Była niską, drobną blondynką o ciemnych brwiach i oczach.
-Wiem, nie martw się, ty nie chcesz spróbować?
-Nie - odparłam - to nie dla mnie.
-Muszę już iść - powiedziała spoglądając w kierunku swojego stołu. - Miło było cię spotkać.
Andrea wróciła do swoich znajomych, a ja wraz z Siobhan ruszyłam w kierunku Salonu Gryfonów. Miałyśmy wielkiego pecha, co piętro musiałyśmy się zatrzymywać, bo schody ciągle przed nami uciekały. Na piątym piętrze dołączyła do nas grupa innych Gryfonów.
-Jutro znowu biegamy? - usłyszałam głos, który kilkanaście minut wcześniej niemalże krzyczał na drużynę w Wielkiej Sali.
-Wolałabym nie - lekko się uśmiechnęłam i ruszyłam przed siebie, bo schody właśnie łaskawie się pojawiły. Ktoś wypowiedział hasło do salonu, więc weszliśmy całym tłumem. Tym razem w samym salonie roiło się od uczniów. Ciężko było znaleźć dla siebie miejsce.
-Przepraszam, nie przedstawiłem się - znów ten sam głos - Oliver, Oliver Wood.
Chłopak wyrósł przede mną jak spod ziemi i wyciągnął dłoń, którą uścisnęłam mocno, tak jak miałam w zwyczaju.
-Rosemary Moody Brown - odparłam - słyszałam cię podczas kolacji.
-Ah - znowu podrapał się po głowie - wybacz. Tak już jest, że quidditch jest dla mnie najważniejszy.
-Miło obserwować ludzi, którzy mają jakąś pasję.
-Ty nie masz żadnej? - zapytał.
-Interesuje mnie teoria czarnej magii.
-No tak, w końcu Moody. Nazwisko zobowiązuje - wywróciłam oczami.
-Pójdę lepiej spać, miło było cię poznać, Oliverze - ruszyłam do sypialni.

Kolejny dzień rozpoczynały dwie lekcje obrony przed czarną magią. Ojciec zdążył sprawdzić nasze testy.
-To nasze drugie spotkanie - zaczął łagodnie, swoim ostrym, skrzeczącym głosem - a ja już nie mogę na was patrzeć! - wrzasnął. - Ten test jest tak banalny, że każdy czarodziej, nawet przygłupi powinien napisać go prawie bezbłędnie! Jesteście ciekawi swoich wyników?! - cały czas wrzeszczał. - Nędzny! - machnął różdżką, a pierwsza praca pofrunęła do jakiegoś chłopaka ze Slytherinu. - Nędzny! - znowu energicznie machnął. Tym razem praca przyleciała do Ophelii. - OKROPNY! - wrzeszczał jak najęty.
Kiedy już praktycznie wszystkie prace prace były już rozdane, tylko przede mną nie leżał pergamin, Moody powiedział łagodniejszym tonem:
-Wybitny - pergamin opadł lekko przede mną. Wszyscy odwrócili się, by sprawdzić do kogo należała. Oliver Wood też się odwrócił i pokazał mi wystawiony ku górze kciuk. Jednak ja utrzymywałam kontakt wzrokowy z ojcem. - Możecie się spodziewać kolejnego testu, jestem nauczycielem, którego zadaniem jest przygotować was do owutemów. Muszę wtłuc w te wasze puste głowy wiedzę. Otwórzcie podręczniki na stronie dwudziestej czwartej.
Po zakończonej lekcji ojciec zdążył dokuśtykać do mnie i poprosić, żebym została.
-Co ty tutaj robisz? - zapytał, gdy już wszyscy wyszli.
-Jestem, jak widać - odparłam trywialnie, a on stojąc przy swojej katedrze upił trochę tajemniczego płynu ze swojej piersiówki. - Co tam popijasz, tatusiu? - spojrzał na mnie z niesmakiem.
-Powinnaś uczyć się teraz w Beauxbatons, co ci strzeliło do łba, że przeniosłaś się tutaj, akurat teraz?
-Matka - odparłam.


~*~
No i jest drugi rozdział ;)