poniedziałek, 8 września 2014

Rozdział VII

Dwudziestego czwartego lutego nad jeziorem odbyło się drugie zadanie turnieju. Pomimo tego, że tym razem zabrakło ognia i wielkich śmiercionośnych smoków, emocje były równie wielkie. Szczególnie dlatego, że Harry Potter awansował z ostatniego miejsca, na drugie.
Przed rozpoczęciem zadania, Potter włożył do ust zielonobrązową rzecz. Wydawało mi się, że jest to roślina, jednak nie miałam stuprocentowej pewności. Dlatego po treningu quidditcha, który odbywał się w poniedziałek czekałam cierpliwie na Harry'ego. Chciałam z nim o tym porozmawiać. Drużyna po morderczych wysiłkach, które odbywały się w powietrzu, wylądowała w końcu bezpiecznie na ziemi. Podeszłam więc szybko do Szukającego.
-Cześć, możemy porozmawiać? - zapytałam, spoglądając ukradkiem na Olivera, który wraz z bliźniakami starał się zamknąć piłki w odpowiednich kufrach. Potter spojrzał na mnie niepewnie, więc dodałam - to zajmie tylko chwilę.
-No dobrze, o czym? - zapytał i razem ruszyliśmy w stronę zamku.
-Wiem, że moje pytanie można zaliczyć do wścibskich, ale chciałabym wiedzieć czego użyłeś w drugim zadaniu? - powiedziałam jednym tchem, a mój rozmówca przełożył swoją miotłę do drugiej ręki.
-Dlaczego cię to interesuje?
-Zacznijmy od początku. Ktoś wrzucił za ciebie kartkę z twoim imieniem i nazwiskiem do czary ognia - oznajmiłam, a on przytaknął. - Pierwsze zadanie przeszedłeś bez najmniejszego problemu, było zwyczajnie proste - spojrzał na mnie, jak na wariatkę - można je było wykonać na kilkanaście różnych sposobów. Wybrałeś oczywiście ten, który ci najbardziej odpowiadał. Drugie zadanie wymagało wcześniejszego przygotowania. Zapewne sądzisz, że osoba, która cię zgłosiła do turnieju jest twoim wrogiem i zrobiła to tylko dlatego, by ciebie zabić. To, że jest twoim wrogiem, nie ulega najmniejszej wątpliwości, ale według mnie, ta osoba doskonale zna każdy twój ruch. Ciągle cię obserwuje.
-Skrzeloziele - oznajmił, kiedy byliśmy już przy kamiennym kręgu. - Tego użyłem w drugim zadaniu -spojrzałam na niego pytająco. - Dostałem je godzinę przed zadaniem od skrzata pracującego w Hogwarcie, ma na imię Zgredek. Znam go dobrze, to na pewno nie on.
-Skrzat? - zdziwiłam się. - Skąd skrzat domowy posiada informacje o roślinach wodnych?
-Co do pierwszego zadania - zaczął znowu Harry - pomógł mi z nim Hagrid. Zaprowadził mnie do smoków - przerwał na chwilę. - Głupio mi się przyznać, ale pomysł z miotłą nie był mój, tylko twojego ojca.
-Mój ojciec ci pomaga? - zatrzymałam się na środku mostu otwierając szeroko oczy ze zdziwienia. Mróz szczypał moje policzki, a wiatr targał brązowe włosy, unosząc je we wszystkie strony.
-No wiesz, nie jest taki straszny, na jakiego wygląda... - zaczął się usprawiedliwiać Harry.
-Dziękuję, że mi o tym wszystkim powiedziałeś - powiedziałam, gdy byliśmy już na wybrukowanym dziedzińcu.
Usiadłam na fontannie i zaczęłam analizować wszystko w mojej głowie. Wyciągnęłam z kieszeni mojego płaszcza czapkę i naciągnęłam ją na głowę. Luty już miał się ku końcowi, jednak mróz nie chciał odpuścić. Ta sprawa coraz bardziej mi się nie podoba. Skrzat, mój ojciec, Hagrid. W tej układance żaden element do siebie nie pasuje. Muszę porozmawiać z tym skrzatem, od tego powinnam zacząć, tylko jak do niego dotrzeć...
Moje rozważania przerwał Wood, który właśnie pojawił się na dziedzińcu, wciąż dzierżąc miotłę w dłoni.
-Jak tam rozmowa? - zapytał, kiedy już znalazł się tuż obok mnie.
-Co wiesz o skrzatach w Hogwarcie? - odpowiedziałam pytaniem, a on uniósł brwi, jak to miał w zwyczaju, kiedy się dziwił.

Oliver podpowiedział mi, że powinnam odszukać Hermionę Granger, która mogłaby pomóc mi skontaktować się ze skrzatem. Jeszcze tego samego dnia, stanęłam przed Gryfonką w bibliotece.
-Dlaczego chcesz z nim porozmawiać? - zaplotła ręce na piersi i wbiła we mnie ostre spojrzenie.
-Jesteś bystrą dziewczyną więc mam nadzieję, że mnie zrozumiesz - oznajmiłam i oparłam się o jedną z półek. - Nie wiem czy wiesz, ale Harry w drugim zadaniu użył skrzeloziela - zaczęłam szeptać, a Hermiona uniosła jedną brew ku górze. - Mówił ci może skąd je wziął? Przecież skrzeloziela nie rosną na trawie wokół szkoły - nie otrzymałam odpowiedzi, więc kontynuowałam. - Dostał je od skrzata o imieniu Zgredek - ściszyłam mój głos jeszcze bardziej. - Nie zastanawiało cię, skąd tak niewykształcona, prowizoryczna istota wiedziała o zastosowaniu skrzeloziela?
-No dobrze - zaakcentowała każdą głoskę - pomogę ci. Ale skrzaty to nie są prowizoryczne istoty! - Dodała wyraźnie oburzona.

Pogłaskawszy gruszkę na obrazie, weszłyśmy do kuchni, po której krzątało się mnóstwo skrzatów.
-Przepraszam - pisnęła moja towarzyszka, schylając się do jednego z nich - mógłbyś przyprowadzić tutaj Zgredka? - wystraszone stworzenie spojrzało na nią wielkimi oczyma i nic nie powiedziawszy zniknęło w tłumie.
-Jesteś pewna, że on zrozumiał o co ci chodziło? - zapytałam.
-Oczywiście! One nie są głupie, walczę o ich prawa - oznajmiła, a ja prychnęłam. Hermiona rzuciła mi nienawistne spojrzenie, jednak na szczęście przez nami pojawił się jakiś skrzat, który zapobiegł naszej kłótni.
-Hermiona Granger przyszła tutaj? Do Zgredka?
-Tak Zgredku - odpowiedziała łagodnym głosem - właściwie, moja koleżanka chciała z tobą porozmawiać...
-Właśnie - wtrąciłam - mam do ciebie jedno pytanie, możesz mi bardzo pomóc. Skąd wiedziałeś jakie właściwości posiada skrzeloziele? - skrzat wytrzeszczył zielone oczy jeszcze bardziej, chwycił chochlę i zaczął uderzać nią w swoją głowę. Patrzyłam na tą sytuację z politowaniem, natomiast Hermiona starała się go uspokoić.
-Zgredku, Zgredku! Po prostu powiedz co wiesz - namawiała stworzenie.
-Zgredek... nie... chciał....
-Nie zrobiłeś nic złego, to dobrze, że pomogłeś Harry'emu - zapewniłam go. Przestał wywijać chochlą, jednak wciąż trzymał ją w dłoni. - Muszę wiedzieć.
-Zgredek usłyszał rozmowę... - chochla znów świsnęła w powietrzu.
-Kto rozmawiał? - zapytałam, wyraźnie zniecierpliwionym tonem.
-Sir Moody i profesor McGonagall - skrzat spuścił wzrok. - Zgredek chciał dobrze, więc poszedł do magazynu profesora Snape'a, znalazł skrzeloziele i zaniósł sir Potterowi.
Ta odpowiedź mnie zszokowała. Po raz kolejny mój ojciec angażował się w sprawę Pottera, pomimo tego, że robił to w sposób pośredni. Wyraźnie chciał to ukryć. Nie mogłam pojąć po co się w to wtrącał.
-Czy wcześniej również kradłeś inne składniki z magazynu Snape'a? - zadałam pytanie zbyt ostrym tonem. Zgredek wpadł w istną histerię.
-Nigdy! Zgredek nigdy! - właśnie w tym momencie postanowiłam ewakuować się z kuchni, pozostawiając Hermionę, która starała się za wszelką cenę uspokoić skrzata.

Tydzień mijał za tygodniem, siódmoklasiści przygotowywali się do owutemów. Początek kwietnia był niezwykle pogodny i wiosenny. Na niebie nie było ani jednej chmury. Dlatego wraz z Ophelią uczyłyśmy się najpierw eliksirów, a następnie obrony przed czarną magią, siedząc na błoniach.
-Nie możesz dodać kamienia księżycowego do eliksiru słodkiego snu. Ostatni składnik to dwie krople śluzu gumochłona - pouczyła mnie, a ja opadłam na trawę, zakrywając sobie twarz pergaminem. - Przecież to proste - dodała cicho.
-Oczywiście że proste, dla ciebie, moja droga - mówiłam, jednak moją wypowiedź zagłuszał papier. - Możemy teraz porozmawiać o metodach przeciwdziałania czarnej magii, jakie stosowało ministerstwo przed rokiem tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym piątym?
-Nie, dzięki - odparła wyraźnie rozbawiona. - Ja już pójdę - usłyszałam, więc zdjęłam pergamin i spojrzałam na nią. - Nie będę wam przeszkadzać - szepnęła puszczając do mnie oczko. Oparłam się na łokciach i spojrzałam za siebie.
-Cześć dziewczyny - powiedział Oliver - już idziesz? - zwrócił się do Ophelii.
-Tak, obiecałam Siobhan, że sprawdzę jej wypracowanie dla Snape'a - skłamała, a kiedy znalazła się już za plecami Wooda, puściła do mnie oczko.
-Woodie, jak tam trening? - zapytałam.
-Wspaniale - opadł na trawę - wprowadziłem nowe taktyki, które być może ułatwią nam wygranie kolejnego meczu... Nie będę ci tym zawracać głowy - dodał szybko.
-Możesz mówić, lubię kiedy opowiadasz mi o quidditchu - uśmiechnęłam się, a on spojrzał na mnie z niedowierzaniem. - Dlaczego tak na mnie patrzysz? - wyszczerzyłam zęby.
-Powinnaś się uczyć, żeby zdać owutemy, a nie słuchać o quidditchu - skwitował ostro.
-Nawet mój ojciec tak nie zrzędzi - mruknęłam.
-Przepraszam - odparł i skradł mi całusa.

Przepraszam, że rozdział ukazuje się tak późno, ale naprawdę nie miałam czasu. Od pierwszego dnia w szkole zostałam wciągnięta w wir zajęć i nie potrafiłam z niego uciec. Będzie coraz gorzej, ta przeklęta matura, to słowo które towarzyszy mi codziennie od 2 września. Powtarzam sobie wciąż, że będzie dobrze, jednak mój wrodzony pesymizm nie jest sojusznikiem w tej walce. 

Tak czy inaczej, rozdziały będę publikować co tydzień, lub co dwa tygodnie. Na Wasze blogi, będę starała się zaglądać na bieżąco jednak jeśli się na nich nie pojawię, poproszę o przypomnienie, że pojawił się nowy rozdział pod najnowszym postem u mnie ;] 

Pozdrawiam i życzę Wam pełnego radości i owocnego roku szkolnego ;p